Mini słownik rolniczo-polski cz.2

               Cofamy się dzisiaj w czasie o parędziesiąt lat. Co niektórym może zapachnieć kurzem i nudą. Ja mam z tego zabawę przednią. A jakby ktoś zapytał: "A co to kogo obchodzi co było kiedyś?", to idź człowieku do swoich rodziców, dziadków i powiedz im, że ich dzieciństwo nic Cię nie obchodzi. A potem się módl. Módl się jak głupi, by Twoje dzieciństwo dla przyszłych pokoleń znaczyło cokolwiek.
          Od razu zacznę od tego, że powinniście usiąść wygodnie i maksymalnie wytężyć komórki odpowiedzialne za myślenie i wpajanie informacji. Ja na początku tego nie zrobiłam. Reakcja była taka, że chwile zajęło mi zbieranie szczęki z podłogi, potem całą siłą swojej woli powstrzymywałam się od śmiechu, który poważnie zacisnął mi mięśnie na brzuchu, a dopiero potem logiczne myślenie i ułożenie układanek w całość pozwoliło mi ogarnąć historie sprzedaną mi przez mojego stryja. Stryj muszę zaznaczyć, zajmuje czołowe miejsce w plebiscycie zajebistość roku zeszłego, tego, i każdego następnego. Stryj poezja. Stryj nad stryjami. O Stryju Wielki, jeśli to czytasz wiedz, żeś mistrz, cesarz i pan mego słownika rolniczo-polskiego. Ale do rzeczy...
            Podchodzę na pewniaka do mego Stryja i proszę o odrobinę rozmowy. Zagaduję o dawne czasy, a dokładniej o czasy jego młodości i widzę uśmiech na twarzy i werwę w oku. I już wiem, że to będzie ekstra rozmowa. Na wokandę biorę metody pracy na wsi, nazwy budynków itd. Wspominam o rzuconym haśle mojej mamy jakoby było coś takiego jak maneż, czyli dawniej garaż. I Stryj wystrzela słowami jak z kałasznikowa. Łapię co drugie słowo, leci to jakoś tak: "a nie! Maneż to nie był garaż, to było okrycie kieratu. Bo tutaj oooooo co Ci pokazuję stała lada i konie chodziły w kieracie. I to się tym maneżem przykrywało. Ja pilnowałem tych koni co w kieracie chodzili. No a pośrodku ta lada była i tam się młóciło, cięło, osypkę mełło..." Nadążacie?... Z bólem serca przerywam memu Guru i proszę o wyjaśnienie, bo ni cholery nie wiem o co chodzi. Stryj posyła mi spojrzenie na zasadzie "co tu wyjaśniać?" A ja proszę Go grzecznie o tłumaczenie w wersji dla początkujących. Dla tych w fazie smoczkowania i gaworzenia. Bo jak tylko szczękę z podłogi podniosłam to próbowałam coś powiedzieć i moja mowa serio gaworzenie przypominała. Pytam więc po kolei, co to lada? -"Napęd maszyny, no tego młynka, którym się młóciło zboże, mełło osypkę". A co to kierat? -"Konie chodziły w kieracie. Podczepiało się je (np. 4 konie) do drągów, po dwa do jednego i one chodziły po okręgu i napędzały ladę. W ten sposób cięło się też np. słomę". I po serii tłumaczeń zarówno słowem jak i gestem pojęłam, że to było nic innego jak prototyp współczesnej sieczkarni. Taki dziadzia wnusi-sieczkarni. Czaicie? Napędzany zaledwie przez 4 manualne konie. Noż takie to psia mać proste. I jakby słów i gestów było mało, to jeszcze szczątki tego kieratu Stryj ma u siebie za oborą, więc zaprowadził mnie do nich, by pokazać resztki nie dorwane jeszcze przez złomiarzy. A ja idę za tą historią choćby i w szambo, bo mój rozmówca mówiąc o swoim dzieciństwie ma w sobie więcej werwy niż nie jeden młodzieniec szukający dziś pracy. 
                 Więc skoro już o maszynach mowa to pytam o kopanie ziemniaków i kopaczki, które w tym pomagały. Jedną taką mam nawet u siebie koło domu. Służy jako ozdoba, ewentualnie jako podpórka na rowery i inne bajery. -"Ano miał tata na spółkę z sąsiadem niemiecką kopaczkę". Dużo mieliście ziemniaków? -"tak z 1,5 ha". Długo kopaliście ziemniaki? -A to zależy ilu ludzi było, jak z 10-15 to jeden dzień. Na drugi dzień się szło do sąsiadów". I tu już trybiłam o co się rozchodzi. Słowo klucz: "tłoka". Miałam przyjemność "za młodu" w tym uczestniczyć. Zbieranina sąsiadów, by pomóc drugiemu sąsiadowi, w zamian za pomoc zwrotną. Teraz też tak jest, że ludzie zbierają się do roboty. Zanim jednak w te robotę wejdą pytają o honorarium za wykonaną pracę. Jak gospodarz płaci za mało, może robotników co najwyżej w tyłek pocałować. Wracam jednak do tematu ziemniaków... A co robili ludzie z tymi ziemniakami? Wszystko zostawiali dla siebie?
- "Kopcowali" - i tu bingo, bo w domu rodzinnym mojego męża nadal ziemniaki kopcują, zaś w moim rodzinnym domu tego typu metoda to prehistoria.
- Kontraktowali" - i tu też bingo, bo sprzedaż wiejskich ziemniaczków (chciałabym napisać, że ma się dobrze) ma się raz tak raz srak, ale jakoś się nadal kręci.
- "No i parowali" - Parowali? - "No dla świń. Niektórzy mieli kolumnę parnikową i ziemniaki parowali codziennie, by było świeże jedzenie dla świń". A jak to Stryju wyglądało? I tu już mój guru kręci głową, bo trudno to opisać. -"To trzeba by było zobaczyć". Znaczy się, że kolejny skrawek historii diabli wzięli. Dla otarcia łez przy moim rodzinnym domu zostaje nie tknięta przez czas piwnica, w której cały rytuał się odbywał...
Strzelam zatem pytanie z innej beczki. Ile mniej więcej hektarów miał każdy rolnik? -"Średnio 15 ha, czasami trochę więcej". Dużo koni na takie gospodarstwo było potrzebnych? -"Dwa konie wystarczyły". A dużo zwierząt mieliście? -"Tak z 6-7 krów, świń z 10 sztuk". Ile z takiego gospodarstwa osób wyżyło? -"Nas było ośmioro". Czujecie ten żal i ścisk pośladków? Osiem osób żyło godnie z 15 hektarowego gospodarstwa. I od razu na usta ciśnie się pytanie... śmiać się czy płakać?
O pardon... zapomniałam o naważniejszym. Do jakich czasów się przenieśliśmy w tym całym moim pisaniu? Witam w latach 60-70-tych. Gdzie jesteśmy? Jam rodowita Bućkowianka! I wszystko jasne prawda? Bo to wszystko przecież jest takie banalnie proste...
W 1967 roku do mojej rodzinnej wioski zawitała cywilizacja w postaci światła. W modę wszedł tzw. napęd elektryczny. I jak orzekł mój rozmówca "konie zostały zwolnione". Zaś w 1972 roku w mojej rodzinie konie mogły już się tylko opalać i owies zajadać, bo dzielnie zastępował je ciągnik C328. I zaczął się dziki szał i totalna rozróba. 
Ze słownika podeszłego rolnika:
- onegdaj - przedwczoraj
- łońskiego roku - zeszłego roku
- rabędy - muszę o tym wspomnieć, bo to jest kwintesencja tego o czym pisałam w pierwszej części mini słownika rolniczo-polskiego... pola na rabędach są tak nazywane z dziada pradziada, i tak zupełnie serio, nikt z osób starszych nie wie dlaczego tak się na te pola mówi... jak dla mnie bomba!
- litkup -  mój absolutny numer 1 :) sprzedając krowę kupujący bądź sprzedający w zależności od dogadania się, stawia butelkę wódki! 
Zaś podczas zakupu prosiaków sprzedający daje np. 10zł klientowi na szczęście, by ów szczęście wrzucił na tacę w kościele. I tu pozdrawiam mojego kolegę, który o litkupie również mi wspomniał. Podobno, w chwili gdy zapytał co to litkup, ludzie spojrzeli się na niego jak na gościa z innej planety. Bo litkup funkcjonuje po dziś dzień i podobnie jak ja ma się dobrze i pozdrawia. 
Oddaję teraz głos mojej młodszej siostrze. Współzałożycielki brygady RR. Guru brygady "siostra i spółka". Spółka liczy cztery osoby. Jest to spółka, której członkowie jeszcze szkoły nie widzieli, a już znają słownictwo z rubryki "all inclusive". Prym w owej spółce wiedzie mgr inż. dr hab. słów ściśle tajnych i surowo zabronionych, jej wysokość "moja chrześniaczka".
- "Karolina pamiętasz jak babcia do krowy gadała?"
- "Jak to do krowy gadała?"
- "No jak grałyśmy w coś i nie było komu powiedzieć start, więc start był wtedy, gdy babcia coś w oddali do krowy powiedziała".
- "A co ona do niej mówiła?"
- "Stój cholero!"...
Tego nie pamiętałam. Pamiętam jednak jak babcia powiedziała przy mnie po raz pierwszy, że do guMna idzie. A ja zastanawiałam się, gdzie to góWno leży, że aż trzeba iść i je sprzątnąć. 
Ze słownika babci piętkowskiej (zapamiętany przez moją siostrę):
- chodź do izby - chodź do domu,
- chodź do alkierza - chodź do małego pokoju,
- wychodek - sedes prowizoryczny poza domem,
- zapiśnik - osoba, której przepisano ziemię wzamian za tzw. dożywocie,
- gumno - (dla moich rodziców obora), miejsce gdzie trzyma się krowy,
- chlew - miejsce gdzie są trzymane świnie.
Historia żyje wśród nas. Żyje tyle ile nasi rodzice, dziadkowie... Robisz słodkie oczka do aparatu i wykręcasz usta w jakiś nienaturalny sposób, by zapisać się na milionowym zdjęciu z kolegą i koleżanką. A nie potrafisz usiąść jak człowiek przy bliskiej osobie i zapisać jej wizerunek u swego boku. Dbasz o znajomości, które mają trwać wiecznie, a trwają do pierwszego focha i obsmarowania sobie czterech liter. Pamiętaj, że zadając odpowiednie pytanie możesz dowiedzieć się czegoś więcej niż tego jak wstawić zdjęcie na profil z żenującymi uszkami czy kocimi wąsami. Więc idź do osoby starszej i dziachnij sobie z nią selfie. Bo miło będzie za parę lat obejrzeć na zdjęciu ludzi, którzy przecież nie młodnieją, niźli swoją gębę ze sztucznym uśmiechem. 

P.S. Wszystkie informacje podane w poście nie zostały sprawdzone, porównane z informacjami w Internecie bądź mądrych książkach o tego typu tematyce. Jeśli pisownia niektórych wyrazów lub ich znaczenie nie pokrywa się ze znanymi Tobie informacjami ... mówi się trudno....

P.S. 2. Jestem ciekawa, czy wiecie co kobiecina na wsi ma na myśli krzycząc: "zaraz Ci tych sipów wpie*dolę!" ??????

Komentarze

  1. merit casino: online casino login【WG】best betting
    【 TURBEST CASINO】best betting,cricket casino,casino,cricket 메리트 카지노 고객센터 casino 메리트카지노 login,best 인카지노 betting,cricket casino,cricket

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dyskryminacja kobiet na wsi, a równouprawnienie - jak to w końcu jest?

Zadupie