"Nic co śmierdzi nie jest mi obce" - wywiad z kobietą-rolnik
Pamiętacie jak niedawno na fanpage`u prosiłam o kontakt kobietę-rolnika? Odezwały się do mnie dwie panie. Na jedną po cichu liczyłam i się nie zawiodłam. Jednak dostałam również wiadomość, która zbiła mnie z pantałyku: "Podobno szukasz rolniczki. Jakieś pytania?" Spojrzałam się kilkukrotnie na to od kogo przyszła ów rewelacja i w myślach mych pojawiło się jedno znaczące pytanie... "WTF?" O tym, że znajoma coś z wsią ma wspólnego wiedziałam, ale rolnik? Ona? Nie wiem... może kiedyś coś wspominała między jednym a drugim młodzieńczym piwkiem, ale kto wtedy tego słuchał?... I jeszcze żeby wyglądała jak typowa kobieta ze wsi. Wiecie... garb tu, garb tam, przetłuszczone włosy i brak choć jednego zęba. A tu szczupła laska z nogami po szyje. Dlatego może to i lepiej, że swej facjaty nie chce pokazać, bo jej mąż wysłałby za mną list gończy. Taką rolniczkę to się trzyma pod kluczem, a nie na blogu jakiejś jandrzejmamy pokazuje. I żeby nie było... ja nie cukruje, ja wyrażam opinię.
"Nie lubię swojego życia, że tak powiem wystawiać do publicznego wglądu"... - i mimo tych słów rolniczka bez szczególnego namawiania zgodziła się odpowiedzieć na kilka moich pytań. Uprzedzam jednak, że nie była to konwersacja a`la rolnicze ciastko z kremem. Nie wymieniłyśmy się słodkopierdzącymi opiniami o tym jak tu u nas swojsko i kolorowo. Nie pochwaliłyśmy się kasą na koncie, ilością hektarów, metrażem domów. Dziś pokażę Wam coś co może Was zaskoczyć. Pokażę co siedzi w ludziach, którzy kochają to co robią, ale to jak ich życie się potoczyło, też jest dla nich swego rodzaju niespodzianką...
Rolniczka, z którą rozmawiałam bywa rozbiegana w swym pisaniu, ale przekazuje konkretne wartości i nie wstydzi się swych przekonań. Wcześniej był Stryj poezja. Tutaj mamy do czynienia z Rolniczką "bezwstydną".
Zaczynamy? Do biegu...gotowi... widły w dłoń... start!
Rolniczka, z którą rozmawiałam bywa rozbiegana w swym pisaniu, ale przekazuje konkretne wartości i nie wstydzi się swych przekonań. Wcześniej był Stryj poezja. Tutaj mamy do czynienia z Rolniczką "bezwstydną".
Zaczynamy? Do biegu...gotowi... widły w dłoń... start!
Ile km/h trzeba jechać ciągnikiem podczas orki? - Koleżanka próbowała podejść do sprawy fachowo, podsumowała swój wywód krótkim stwierdzeniem: "rolnik orze tak szybko jak bardzo mu się śpieszy do domu". Padłam... Po chwili podniosłam się z ziemi, by upaść na nią ponownie, gdyż mój mąż potwierdził tezę mojej rozmówczyni. Więc pytam tym razem na poważnie: Jak to się stało, że zajmujesz się rolnictwem?
"Sama nie wiem jak to się stało. Od zawsze się zarzekałam, że nie będę tego robić jak dorosnę. Pewnie każdy zapyta, ale jak to? A no tak to, że jedyne co pamiętam ze swojego dzieciństwa to robota. Gdy moi rówieśnicy hasali po podwórkach bawiąc się, ja zawsze miałam coś do zrobienia w gospodarstwie, świątek, piątek, wakacje, ferie. Trochę za wcześnie gospodarstwo zabrało mi beztroskę, a dało masę obowiązków, które musiałam połączyć ze szkołą i nauką.
Więc pytanie samo się nasuwa, no więc dlaczego? A no po pierwsze dlatego, że chce pomóc moim rodzicom, którym już zdrowie nie pozwala na duży wysiłek. Zrezygnowanie z gospodarstwa i wyprzedanie tego wszystkiego złamałoby im serce, bo to jest dorobek ich życia. A po drugie? Kocham wieś i nie wyobrażam sobie życia w mieście, w pogoni za czymś co i tak mnie finalnie nie uszczęśliwi, bo jestem wieśmanką i ja tą wieś ukochałam".
Czytając wywód koleżanki rolniczki miałam wrażenie jakby ktoś robił kopiuj wklej tego co siedzi w mojej głowie. Z tą różnicą, że ja nigdy nie zarzekałam się, że moje życie w przyszłości nie będzie związane z gospodarką. Ba, ta rozmowa miała dla mnie pierwiastek edukacyjny, a nawet terapeutyczny. Ja w końcu dowiedziałam się co mi dolegało przez ostatnie 28 lat. Jestem wieśmanką. Co prawda byłam na kilkuletnim miastowym odwyku, ale cała terapia legła w gruzach w chwili, gdy z bananem na twarzy na wieś wracałam. Edukacja sięgnęła zenitu w chwili, gdy farmerka dodała: "Z resztą jestem przyzwyczajona do pracy fizycznej, kojarzycie endorfinki Chodakowskiej?" Kojarzycie? Noż ja kuźwa nie kojarzę. Tzn. teraz wiem co to takiego. Na początku przed oczami miałam jakieś magiczne tabletki. Internet pomógł mi pojąć, że takie dwie endorfinki to ja mam w domu. Pomagają mi wydzielać hormon szczęścia przy okazji dając mi taki wycisk, że nawet mucha na gównie przy tym nie siada.
Jak ludzie reagują na to, że jesteś rolnikiem?
"Można powiedzieć ilu ludzi tyle reakcji. Najgorsze mam wspomnienia ze szkoły średniej. Osoby, które nie miały gospodarstw i mieszkały w małych miasteczkach troszkę się wywyższały. Na studiach nie było praktycznie żadnej reakcji, mieszkasz na wsi i masz gospodarstwo? Spoko, ani źle ani dobrze, lata mi to. Aczkolwiek studiowały ze mną też inne osoby ze wsi, i powiedziały że mnie podziwiają, bo potrafię się przyznać bez żadnego wstydu, że pracuje na roli, że oni w jakiś sposób się tego wstydzą i boją się reakcji innych osób, że będą traktowani z pogardą".
I tu rzeczywiście moi drodzy istnieje bardzo ciekawa zależność. Osoby z miasta rozmawiając ze mną i moim mężem na temat naszej pracy, w oczach mają autentyczne zaciekawienie i chęć poznania życia na wsi. Gorzej, gdy rozmawiamy z kimś kto się na wsi wychował, ale finalnie wybrał miasto. Bywa, że ludzie nie kryją wspomnianej przez rolniczkę pogardy. Pukają się na naszych oczach w głowę, bo niby jak? niby po co?... Wniosek z tego taki, że my sami sobie to robimy... tworzymy z siebie ludzi gorszego sortu! Kontynuując wywód kobieta-rolnik wspomniała bardzo ciekawą sytuację z życia wziętą: "co Ty krowy doisz? Popier*****o Cię? Ja bym w życiu krów nie doiła". - ??? .... Ludzie! Szanujmy się, bardzo Was o to proszę!
I tu rzeczywiście moi drodzy istnieje bardzo ciekawa zależność. Osoby z miasta rozmawiając ze mną i moim mężem na temat naszej pracy, w oczach mają autentyczne zaciekawienie i chęć poznania życia na wsi. Gorzej, gdy rozmawiamy z kimś kto się na wsi wychował, ale finalnie wybrał miasto. Bywa, że ludzie nie kryją wspomnianej przez rolniczkę pogardy. Pukają się na naszych oczach w głowę, bo niby jak? niby po co?... Wniosek z tego taki, że my sami sobie to robimy... tworzymy z siebie ludzi gorszego sortu! Kontynuując wywód kobieta-rolnik wspomniała bardzo ciekawą sytuację z życia wziętą: "co Ty krowy doisz? Popier*****o Cię? Ja bym w życiu krów nie doiła". - ??? .... Ludzie! Szanujmy się, bardzo Was o to proszę!
Jaki jest Twój stosunek do wykonywanego zawodu?
"Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Jest to ciężka praca, bardzo często denerwująca, bydło potrafi dać w kość. Martwi mnie to, że decydując się na gospodarstwo pozbawiam się możliwości jakiegokolwiek urlopu. Przez najbliższe 30 lat nie będę miała nawet jednego dnia wolnego. Ale z drugiej strony gospodarstwo jest takim małym przedsiębiorstwem, jestem sama sobie szefem, nikt mną nie dyryguje, a poza tym lubię pracować fizycznie. Praca jak każda inna".
Wspominałaś, że nie jesteś typową rolniczką, dlaczego tak uważasz?
Nie jestem typową rolniczką (przynajmniej na razie), bo pracuje jeszcze zawodowo, czyli codziennie po 8h nie ma mnie w gospodarstwie.
Dlaczego podjęłaś się pracy również poza rolnictwem?
"Podjęłam się jeszcze w czasie studiów. [...] wtedy byłam przekonana, że za żadne skarby nie zostanę w domu rodzinnym. Też musiałam spróbować czegoś innego, sprawdzić się, żeby wiedzieć że nie nadaję się tylko do wideł na odziedziczonym gospodarstwie".
I tu znowu jandrzejmama wciska swoje trzy grosze. Ta potrzeba sprawdzenia się nie tylko podczas operowania widłami sprawiła, że powstał ten blog. To jest ta sama potrzeba, która drzemie w każdej kobiecie. I to nie jest nic złego. Bo kiedyś dla kobiet na wsi wszystko było czarne lub białe. Już od dawna zaczęto pokazywać babkom, że jest też cała plejada zajebistych szarości. Bo istnieje magiczne słowo na "e". Nie "e" jak: "e tam babo głupia siedź cicho"... Emancypacja! Choć też zaznaczyć muszę, że jestem wyemancypowana w stopniu umiarkowanym. Gdy ktoś prosi, by przenieść z punktu A do punktu B worek o wadze 30kg, jako pierwsza podnoszę rękę i mówię, że mój mąż na pewno chętnie to zrobi, bo on jest zawsze mega pomocny.
Czy Twoim zdaniem obowiązki jakich się podejmujesz różnią się od tych, które wykonują koledzy-rolnicy?
"Trochę tak. [...] zostałam troszeczkę odsunięta od prac na maszynach, na rzecz bardziej typowo domowych obowiązków. Ale potrafię jeździć traktorami, obsługiwać tura, owijarkę samozaładowczą itd. Jak bym musiała coś zrobić to nie był by to dla mnie problem. Także takie typowo "męskie prace" jak rąbanie drzewa czy wywalanie obornika to dla mnie nic nowego. W sumie nawet wolę pracować na maszynach niż np. gotować, no ale niestety mąż przejął większość tych obowiązków i musiałam odpuścić".
Panie i Panowie, czas na "creme de la creme" przeprowadzonego przeze mnie wywiadu.
Pisząc do mnie po raz pierwszy powiedziałaś, że dla niektórych osób w dalszym ciągu praca na roli to coś wstydliwego... Jak myślisz dlaczego tak jest?
"Naleciałości z przeszłości. Jak rozmawiam z ludźmi w wieku 50-60 lat, to często mówią, że jak oni byli młodzi to na wsi zostawali tylko Ci co się nie nadawali do innej roboty, tylko do wideł. Albo najmłodsi, którzy nie mieli innego wyjścia jak odziedziczyć gospodarstwo. Poza tym cóż, nie oszukujmy się, brud i smród w oborze to codzienność, pracujemy w smrodzie i odchodach jak mam nazywać rzeczy po imieniu 🙂. Aczkolwiek to się trochę zmienia, rolnictwo nie jest już czymś zacofanym, jest mechanizacja, rolnicy są bardziej świadomi. Gospodarstwo to małe przedsiębiorstwo. Trzeba też potrafić prowadzić dokumentacje. Im bardziej ludzie wiedzą jak wygląda dzisiejsze gospodarstwo, tym mniej jest drwin na ten temat [...]
Idąc tokiem myślenia mojej kobiety-rolnik dodam od siebie słów kilka: Ludzie! Noż tak serio... Dajcie sobie siana z tym wstydem. Naprawdę nie trzeba się wstydzić, że zarabiacie na życie. Chodzicie czerwoni jak buraki, nosem ryjąc w ziemi, zamiast pękać z dumy, że nie boli Was dupa od siedzenia, tylko ręce od jakby nie było ciężkiej pracy. Nie nudzi Was to?
Na koniec parę słów skieruję bezpośrednio do mojej Anonimowej Rolniczki. Wiesz co lubię w kobietach najbardziej? To, że my kobiety jesteśmy niezniszczalne. Serio. Nie bez parady natura na nas zwaliła rodzenie dzieci, trzymanie w całości ogniska domowego. Cała plejada obowiązków to dla nas pryszcz, to co to takiego taka gospodara? Coś jest w tym, że za granicą huragany nazywa się imionami kobiet. Babie powiedzieć, żeby zrobiła coś na "odwal się" to tak, jakby huragan Kathrina prosić, by w całej swojej łaskawości rozp******ł co najwyżej dwa domy. Bo nam czegoś nie można? Bo się nie da? ... Nie da się palca w dupie złamać. Reszta jakoś pójdzie. Z tą wsią to jest trochę tak jak z miłością i nienawiścią, które oddziela cienka granica. Nam kobietom można te granice ot tak przekraczać. A w razie czego strzelimy focha i pójdziemy paznokcie malować. A po malowanku wracamy nabuzowane, pełne werwy, gotowe, by rozbijać system. Bo ja naprawdę wierzę, że dla takich twardych sztuk jak rolniczki, świat może wiele zaoferować.
Komentarze
Prześlij komentarz